Obecnie Unia Europejska znajduje się w ewidentnym „dołku” i wcale nie ma pomysłu jak z niego wyjść. Problemów się napiętrzyło, nowych wciąż przybywa. W zeszłym roku sen z oczu spędzał politykom i ekonomistom kryzys w Grecji, niedawno pojawił się na Cyprze, Hiszpanie walczą z rosnącym bezrobociem, Wielkiej Brytanii w UE raz jest wygodnie, a innym razem już nie. We wszystkich krajach członkowskich ma miejsce wyraźne spowolnienie wzrostu gospodarczego, a wzrastające bezrobocie także u nas nie napawa optymizmem.
Ekonomiści coraz częściej powątpiewają w sensowność cięć wydatków budżetowych. Bo ewidentnie nie zwykli ludzie tu zawinili, lecz ci, co do najwyższej władzy czuli niezwykłe pożądanie. I tak łatwą ręką wydawano pieniądze, niczym się nie przejmując i nie przestrzegając żadnych obowiązujących reguł. Wszyscy członkowie Unii Europejskiej zachowywali się jak małe dzieci wykradające po cichu czekoladki z kredensu. Każdy wiedział, że czekoladek ubywa, ale nikt nie powiedział o tym mamie, bo sam chciał cukierek wykraść.
Ta przenośnia doskonale obrazuje zachowanie się państw członkowskich jeśli chodzi o przestrzeganie wspólnych ustaleń z traktatu z Maastricht i kryteriów teorii OCA (ang. Optimum Currency Area). To właśnie m.in. kryteria konwergencji ze wspomnianego traktatu były łamane z dużą gorliwością, a dyscypliny finansowej nie było niemalże wcale. I nie Grecja czy Hiszpania tu zawiniła. Każde państwo bowiem przyjęło strategię „może nikt nie zauważy”. Europie ewidentnie pasowało sarmackie powiedzenie „jedz, pij i popuszczaj pasa”, aż w końcu tego pasa zabrakło…