Od początku 2013 roku rzeszowskie pogotowie dostało ponad 100 pism wzywających do wskazania kierowcy, który dopuścił się przekroczenia dozwolonej prędkości. Ratownicy otrzymują listy z informacją, w której jest podana data zdarzenia oraz miejsce stacjonowania fotoradaru, jednak bez zdjęcia. W związku z tym trudno ustalić, czy dana karetka była na sygnale.
Wtedy rozpoczyna się długi i żmudny proces weryfikacji, który polega na namierzeniu pracownika oraz na przeglądzie procedury drogowej. Informacje te są kierowane do działu kadr, gdzie dane trzeba ręcznie uzupełnić w przesłanym przez ITD formularzu. Później trafia to do informatyków, którzy za pomocą lokalizatora GPS ustalają trasę danego pojazdu we wskazanym terminie. Na szczęście do karetek są elektronicznie podpięte sygnały i wiadomo czy auto było uprzywilejowane. Następnie jest to potwierdzane i wysyłane do ITD, żeby cofnęli karę. Z powodu masowej korespondencji z Inspekcją, każdy pracownik odrywa się od swojej pracy przynajmniej na kilkanaście minut i to tylko do jednego mandatu.