Inwestorzy indywidualni to jeden z motorów napędowych warszawskiego parkietu. Od ich zaangażowania i aktywności w poszczególnych segmentach rynku uzależniona jest w znacznym stopniu koniunktura giełdowa. Można powiedzieć, że ta grupa inwestorów jest praktycznie trzecią siłą – po zagranicznych instytucjach i rodzimych funduszach – która wpływa na poziom handlu papierami wartościowymi na GPW.
Rola drobnych inwestorów jest w tej sytuacji bardzo ważna, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę kłopoty wielu – nie tylko rodzimych, ale przede wszystkim zachodnich - instytucji operujących na warszawskim parkiecie.
Indywidualni gracze, dysponując nawet niewielkimi środkami, są w stanie stworzyć razem potężne koło zamachowe, które napędza obroty na rynku kapitałowym. Warto zwrócić uwagę, że środki te są niejako wstrzykiwane do systemu często przez tzw. drobnych ciułaczy, którzy chcą w ten sposób osiągnąć ponadprzeciętne zyski z inwestycji np. na rynku akcji, opcji czy też kontraktów terminowych.
Godzą się oni również na zdecydowanie większe ryzyko i możliwość potencjalnej straty kapitału, wycofując go wcześniej np. z lokat bankowych lub innych bezpiecznych inwestycji, które gwarantują stabilne, ale raczej niewielkie profity.
W ostatnim czasie jednak zaangażowanie inwestorów indywidualnych w obrotach warszawskiej giełdy nieco zmalało. Z badań prowadzonych przez GPW wynika bowiem, że jeszcze w latach 2006-2007, a więc w okresie doskonałej koniunktury i dynamicznych wzrostów cen na rynku kapitałowym, ich udział w obrotach warszawskiego parkietu w segmencie rynku akcji wynosił odpowiednio 35 oraz 30 proc.
W 2010 roku spadł on jednak do poziomu 19 proc., a na koniec ubiegłego roku sięgał już 18 proc. Dla przykładu zagraniczne instytucje generowały w 2011 roku 47 proc. obrotów w tym segmencie, a na krajowe fundusze inwestycyjne i emerytalne przypadało 35 proc.
