– Mamy w Polsce sześć milionów dachów, jeśli tylko na co trzecim z nich zainstalujemy baterię 3 kV, to osiągniemy moc porównywalną z planowanym programem jądrowym (dwie elektrownie atomowe). I to przy niższych nakładach i z mniejszymi obawami o bezpieczeństwo. Oczywiście jednocześnie trzeba pamiętać, że panele nie dają energii przez cały rok. Ale nawet przy założeniu, iż wykorzystywane są przez 1000 godzin w ciągu roku, to stanowić będą skuteczne uzupełnienie dla systemu wytwarzania energii w Polsce – uważa profesor Krzysztof Żmijewski, jeden z najbardziej uznanych ekspertów w zakresie OZE.
Gwarancja podłączenia do sieci
Projektowana ustawa daje bardzo dobry fundament dla rozwoju energetyki rozproszonej, przez niektórych określanej jako energetyka przydomowa.
– Wiele po niej wszyscy sobie obiecują, choć raczej szanse na to, by w Polsce udało się szybko rozwinąć tego typu produkcję na skalę porównywalną na przykład z Wielką Brytania, są niewielkie – mówi prof. Żmijewski.
– Poza tym, by zachęcić społeczeństwo do instalowania paneli czy budowy wiatraków muszą być spełnione jeszcze pewne warunki. I nie chodzi tylko o gwarancje jakości urządzeń tak, by zainteresowane osoby nie straciły pieniędzy wydanych na zakup na przykład paneli słonecznych.
W ustawie nie zagwarantowano mechanizmu, dzięki któremu inwestor mógłby mieć ułatwione, niemal automatycznie podłączenie do sieci. Ta kwestia powinna być doprecyzowana, tak by gdy energia nie będzie produkowana na własny użytek, mogła od razu trafić do sieci dystrybucyjnej. Oczywiście w sytuacji gdy moc urządzenia jest mniejsza od zapisanej w umowie mocy przyłączeniowej.