Sposoby na walkę z emisją CO2

Data: 12-06-2013 r.

Elektrownie węglowe w Polsce, i w innych krajach Unii Europejskiej, będą musiały być wyposażane w instalacje CCS (ang. carbon dioxide capture and storage czyli wychwytywanie i magazynowanie dwutlenku węgla) – taki komunikat od paru lat płynie z Brukseli.

Sęk w tym, że wydaje się być to najgorszym z dotychczasowych pomysłów na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Poza kosztami, składowanie CO2 pod ziemią może wywołać skutki, które są aktualnie nie do przewidzenia w skali globalnej.

Przeczytaj także: Gdzie postawić wiatrak?

 

Władze UE od dawna lansują tezę, że budowa instalacji CCS jest w zasadzie jedynym sposobem na to, by elektrownie węglowe w Unii po 2020 r. mogły dalej funkcjonować. Dlaczego? Bo spalaniu węgla towarzyszy bardzo duża emisja dwutlenku węgla, z czego bierze się fakt, że elektrownie węglowe to dziś najwięksi emitenci tego gazu w Europie.

Tymczasem Komisja Europejska i europarlament już od lat 90. zabiegają o to, by zmniejszyć ilość gazów cieplarnianych wypuszczanych do atmosfery. Ukoronowaniem tych starań było wprowadzenie – w postaci tzw. systemu ETS, limitów emisji CO2 dla jego największych emitentów w krajach UE (jeśli ktoś przekroczył ten limit, musiał za to zapłacić), a następnie tzw. pakiet energetyczno-klimatyczny 3x20. Według niego już od 2013 r. w Unii Europejskiej zaczną być znoszone darmowe limity uprawnień do emisji CO2, a od 2020 r. najwięksi emitenci dwutlenku węgla będą musieli płacić za każdą tonę tego gazu wypuszczoną do atmosfery.

Dyskryminacja węgla czyli nas

W Polsce, którą te regulacje uderzą szczególnie (bo w żadnym z krajów unijnym węgiel nie ma takiego udziału w produkcji prądu – u nas to ponad 90 proc.), wzbudziło i wciąż budzi to protesty. Również dlatego, że takie rozwiązania zdają się dyskryminować węgiel, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że unijny pakiet energetyczno-klimatyczny prawie wcale nie objął ropy i produkowanych z niej paliw, a przecież one także odpowiadają za ogromną część emisji dwutlenku węgla.

Polscy krytycy unijnej polityki sugerowali, że stało się tak z jednego powodu: w krajach zachodniej Europy prawie nie wydobywa się już węgla, zużywają go one coraz mniej, więc uderzenie w ten surowiec nie zaboli bardzo tych państw, czego nie dałoby się powiedzieć o paliwach z ropy. To brzmi dość przekonująco, uwzględniając fakt, że władze unijne mówią o przechodzeniu na „mniej emisyjne” surowce energetyczne, ale na razie za wyjątkiem ropy (w latach 2013 – 2020 tylko lotnictwo ma płacić za emisję CO2, powstałą w wyniku spalania paliw ropopochodnych).

Instalacje z dotacją

Lansując „niskowęglową energetykę”, władze UE twierdzą, że po 2020 r. elektrownie węglowe w krajach członkowskich będą musiały być wyposażane w instalacje CCS, bo inaczej – ich zdaniem – nie da się w tych elektrowniach radykalnie zmniejszyć emisji dwutlenku węgla. Komisja Europejska już dziś więc zachęca do budowy takich instalacji, przyznając nawet na ich budowę duże dotacje.

W Polsce takie wsparcie przyznano należącej do koncernu PGE Elektrowni Bełchatów, w której miała powstać pierwsza w naszym kraju instalacja CCS. Kosztem kilkuset milionów złotych dostosowano do jej montażu, oddany w zeszłym roku do użytku, nowy blok energetyczny o mocy 858 MW.

Przygotowania PGE do budowy instalacji CCS w Bełchatowie trwają już od kilku lat. Trzy lata temu gotowy był projekt wstępny tego urządzenia, firma uzyskała też wtedy pozwolenie na jego budowę, a potem wyłoniła nawet wykonawcę inwestycji. Zakład miał otrzymać ogromną dotację ze środków unijnych pod warunkiem, że ukończy budowę do 2013 roku. Dziś jest to już nierealne.

Czytaj także: Dom lub mieszkanie z tanim ciepłem

Dlaczego tak się stało? Powód jest prosty: pieniądze. Budowa instalacji CCS jest na razie bardzo droga. Ta w Bełchatowie miała pochłonąć aż 624 mln euro. Równie ważne były szacowane koszty jej eksploatacji. Wychwycenie (i późniejsze wtłoczenie pod ziemię) w niej jednej tony dwutlenku węgla ma kosztować ponad 60 euro. Tymczasem za prawo do emisji takiej ilości CO2 płaci się dziś w UE mniej niż 10 euro. Są wprawdzie prognozy mówiące, że koszt uprawnień do emisji CO2 w UE może wzrosnąć do 2020 r. nawet do 100 euro, ale nie jest to pewne.

Tak czy owak, przy dzisiejszych cenach uprawnień do emisji CO2 i niepewności co do ich przyszłego poziomu (PGE zakłada, że ich cena po 2015 r. nie przekroczy 40 – 50 euro), budowa instalacji CCS w Bełchatowie po prostu na razie się nie opłaca. Przynosiłaby ona PGE zamiast zysków olbrzymie straty, idące w dziesiątki milionów złotych rocznie.

Jacek Krzemiński


Tagi: CO2

Zaloguj się, aby dodać komentarz

Nie masz konta? Zarejestruj się »

Zobacz także

Pięć pytań o ewidencję w BDO – poznaj odpowiedzi!

pobierz

Odpady opakowaniowe po środkach niebezpiecznych – jak je rozróżnić

pobierz

Nowe zasady dotyczące magazynowania odpadów

pobierz

Obowiązujące zasady audytu środowiskowego

pobierz

Polecane artykuły

Array ( [docId] => 24552 )
Array ( [docId] => 24552 )